Trzymacie się krzeseł? Dzisiaj przedstawię wam dwie płyty The Boxer Rebellion. Dlaczego? Dlatego, że tegoroczne "Union" jest w pewien sposób rozwinięciem "Exits". Dlatego, że obie są warte poznania i ważne dla tego zespołu.
The Boxer Rebellion powstali w 2001 roku, poznałam ich muzykę ok.2007 roku i zakochałam się. Od tamtej pory obserwuję ten zespół i mam nadzieję, że wreszcie zostaną docenieni. Sukces jaki odnieśli w podsumowaniu iTunes, w tym roku (4 miejsce), wydaje się zapowiedzią lepszych czasów dla tych panów. I bardzo, bardzo się z tego powodu cieszę. Tym bardziej, że do tej pory mieli raczej pod górkę. Mieli supportować The Killers, jednak do tego nie doszło. Wokalista Nathan Nicholson znalazł się w szpitalu z powodu groźnej choroby, była potrzebna operacja. Stracili umowę z wytwórnią po wydaniu "Exits"(2005).
Panowie jednak się nie poddali. Ruszyli dalej koncertować i pracowali nad nowym materiałem, powoli ukazując swoje nowe piosenki, aż do powstania najnowszej "Union".
Przybyli do Polski jako support Editors w 2007. Nasza publiczność przyjeła ich gorąco (byli genialni, zapewniam), a sympatyczni panowie byli zachwyceni.
Co więc nam panowie prezentują? Ich muzyka to raczej zimne, melancholijne granie. Jednak nie mam na myśli zestawu samych ballad ("Watermelon" i "Flight" z pierwszego albumu to zdecydowanie agresywne kawałki). To raczej ciemne, przejmujace piosenki. Gęste gitary i wysoki, zachwycający głos wokalisty tworzą fascynujacy klimat. Świetnie pasują do tego niegłupie, zmuszające do myślenia, osobiste teksty. W intensywnej "All You Do Is Talk" Nathan z mocą wyśpiewuje: "You are everything,/you're everything that i'm not,/and you talk, talk, all you do is talk". Wszystko brzmi szczerze, jest zaangażowanie i emocje. Ciche, bolesne "World Without End" z "Exits" zapiera dech w piersiach, "And in the night the lights went out/the world without end" - te słowa odczuwa się wręcz fizycznie. "The Gospel Of Goro Adachi" z najnowszego albumu to z kolei uzależniająca melodia, która delikatnie płynie i wciąga. Każda piosenka jest warta tego, żeby o niej napisać.
Jest coś pięknego w tych płytach. Lubię ich. Za muzykę i za to, że się nie poddali. Życzę im jak najlepiej. Mam nadzieję, że wy też ich pokochacie.
Poznaj i pokochaj
(obie płyty można słuchać do woli na Last.fm - "Exits" i "Union")
poniedziałek, 23 lutego 2009
sobota, 14 lutego 2009
Ben Christophers "The Spaces In Between"
Słyszeliście o Benie? Nie? No i wielka szkoda. Na świecie jest wielu utalentowanych artystów, a Ben jak najbardziej się do nich zalicza.
Jednak straty można odrobić. "The Spaces In Between" wydana w 2004 roku, może być pierwszym krokiem w tę stronę. A jeśli was to zachęci to Ben ostatnio współpracował z Bat For Lashes i w tym roku będzie podróżował razem z Natashą.
Co takiego ma Ben, że warto się zapoznać z jego muzyką? Przede wszystkim ma chłopięcy, czasem lekko pretensjonalny, pełen siły głos. Duży atut, którego nie marnuje na nijakie piosenki. Warto też zwrócić uwagę na ciekawe teksty, Ben woli zdecydowanie poruszać niż rozweselać. Zaskakuje porównaniami, jest błyskotliwy, używa ciekawych metafor: "and you sway like empty clothes /in soulless avenues ", a to próbka z "Devil To Kill": "i've got these bones under me and i want to find a cure /for time before it's time for me".
Jest rozpoznawalny głos, są przyciągające uwagę teksty, zostaje nam muzyka. Tu Ben też nie zawodzi. Ma rękę do melodii, często wesołych, odwrotnie niż towarzyszące jej teksty, taka "Good Day For The Hopeless" brzmi raczej słonecznie. W delikatnej "The Drinking Tree" i w dość oszczędnej, z głosem Bena na pierwszym planie, "The Spaces In Between" można się zakochać.
No to nie ma na co czekać, idź się zakochać.
Poznaj i pokochaj
(piosenka z równie pięknej co ta, wcześniejszej płyty "My Beautiful Demon")
Koncert do wielokrotnego oglądania, klik
Jednak straty można odrobić. "The Spaces In Between" wydana w 2004 roku, może być pierwszym krokiem w tę stronę. A jeśli was to zachęci to Ben ostatnio współpracował z Bat For Lashes i w tym roku będzie podróżował razem z Natashą.
Co takiego ma Ben, że warto się zapoznać z jego muzyką? Przede wszystkim ma chłopięcy, czasem lekko pretensjonalny, pełen siły głos. Duży atut, którego nie marnuje na nijakie piosenki. Warto też zwrócić uwagę na ciekawe teksty, Ben woli zdecydowanie poruszać niż rozweselać. Zaskakuje porównaniami, jest błyskotliwy, używa ciekawych metafor: "and you sway like empty clothes /in soulless avenues ", a to próbka z "Devil To Kill": "i've got these bones under me and i want to find a cure /for time before it's time for me".
Jest rozpoznawalny głos, są przyciągające uwagę teksty, zostaje nam muzyka. Tu Ben też nie zawodzi. Ma rękę do melodii, często wesołych, odwrotnie niż towarzyszące jej teksty, taka "Good Day For The Hopeless" brzmi raczej słonecznie. W delikatnej "The Drinking Tree" i w dość oszczędnej, z głosem Bena na pierwszym planie, "The Spaces In Between" można się zakochać.
No to nie ma na co czekać, idź się zakochać.
Poznaj i pokochaj
(piosenka z równie pięknej co ta, wcześniejszej płyty "My Beautiful Demon")
Koncert do wielokrotnego oglądania, klik
niedziela, 8 lutego 2009
Kyte "Kyte"
Kyte to jeden z tych zespołów, które tworzą piosenki jakby stworzone do samotnych wycieczek w góry, do lasu albo na inne fiordy. Siedem piosenek sprawi, że nagle zobaczysz jak piękna jest natura, a ptaki zaczną śpiewać inaczej. Nawet jeśli brzmi to nie wiadomo jak naiwnie czy infantylnie, to tak właśnie jest.
Panowie pochodzą z Wielkiej Brytanii. Na razie na koncie mają tylko debiut, jednak nowa EP-ka już się pojawiła, więc czekamy na następny album. A czekamy słuchając debiutu...
"Kyte" to płyta nastrojowa i magiczna. Piosenki są delikatne i pełne przestrzeni. Panowie przenoszą nas do zupełnie innego świata. Album otwiera "Planet", zjawiskowo piękna i przejmująca: "Stop with the worst as you wait for the shallow/And chase after castles like there's no tomorrow/Sometimes dust flies up". Na tle subtelnej, kruchej, jednak pełnej wewnętrznej mocy muzyki, wspaniale wybrzmiewa wokal Nicka Moona, kiedy w "Boundaries" śpiewa: "Hear silence choking you, listen to the world", człowiek czuje, że najchętniej rozpłynąłby się w tym ulotnym, trochę nierzeczywistym głosie i takiej samej muzyce.
Ta płyta przynosi wyciszenie, jest coś czarującego i wzruszającego w muzyce chłopaków z Kyte. Mroźna atmosfera z rozedrganymi refleksami, zapierające dech w piersi widoki, emocje, które można wyrazić tylko pośrednio - taką to muzykę dla duszy stworzyło paru młodych ludzi na debiutanckim albumie, miejmy nadzieję, że to dopiero początek. Dobry początek.
Poznaj i pokochaj
piątek, 6 lutego 2009
Final Fantasy "He Poos Clouds"
Ten 29-letni Kanadyjczyk pracy się nie boi. To między innymi on odpowiada za aranżacje smyków na płytach The Arcade Fire, z którym to zespołem pojawiał się również na scenie. Smyki aranżował też m.in dla projektu Zacha Condona - Beirut (i nawet użyczył tam swojego wokalu), dla młodo-modnego The Las Shadow Puppets, pojawił się na albumie "Ongiara" Great Lake Swimmers, współpracował z The Rumble Strips, stworzył Maximum Black Festival, którego współsponsorem była firma rewanżująca się w ten sposób za użycie, bez pozwolenia, piosenki Owena w swojej reklamie... Trudno wymienić wszystko w czym Owen maczał palce.
Jednak, co najważniejsze, nagrał dwie solowe płyty, a trzecia jest w drodze. "He Poos Clouds" to płyta numer dwa, zwycięzca Polaris Music Prize z 2006r.
Owen robi to na co ma ochotę, ryzykuje. Piosenki na tej płycie mają luźny związek z grą Dungeons & Dragon i jeszcze z paroma grami, których elementy Owen wykorzystuje do opowiadania swoich historii. Niebanalnej muzyce towarzyszy jego delikatny głos, który w bardzo przyjemnej dla ucha symbiozie, wznosi się i opada wraz z nią. Oczywiście flagowy instrument Owena, skrzypce, znajdziemy w każdym kawałku, oprócz tego mamy tutaj perkusję, pianino, klawesyn. Czasem muzyka jest łagodna, przyjemna, innym razem drażni i niepokoi. Tych nieszablonowych piosenek można słuchać na okrągło, za każdym razem ich struktura wydaje się idealna, są dopracowane, pełne smacznych szczegółów i niezwykłych detali.
Świat tej płyty jest intrygujący, magiczny, a jednocześnie czuje się nutę zdrowego dystansu i ironii. Teksty są takie jak można się spodziewać, czyli inteligentne, fascynujące i cóż, niezbyt wesołe. Już na początek słyszymy: "Tell lies, tell dirty lies, tell diggory lies, until you're lying in his bed". Tytułowa "He Poos Clouds" brzmi dramatycznie, to historia o tym, że narrator kochał tylko wymyślonych bohaterów, w prawdziwym życiu każdy partner okazuje się pomyłką. W świetnej "Song Song Song" mamy obraz tego jak traktuje się dziewczynę przez pryzmat płci: "You're tough, for a girl, and you're smart, for a girl".
Pan Pallett jest nie tylko niezwykle pracowity, ale także niezwykle utalentowany. Dowód: np. ta płyta.
Warto na koniec wspomnieć o tym, że Owen na scenie występuje sam, zapętlając graną przez siebie na żywo muzykę, która nic przy tym nie traci, a jego talent lśni jeszcze jaśniej.
Poznaj i pokochaj
Subskrybuj:
Posty (Atom)