czwartek, 23 lipca 2015

Villagers "Darling Arithmetic"

Pod pseudonimem Villagers ukrywa się (chociaż może to dość niefortunne stwierdzenie, ale o tym później) Conor O'Brien, który jest wspomagany (chociaż nie zawsze) przez różnych muzyków. Conor jest sterem, żeglarzem i okrętem tego zespołu. Dobitnie pokazał to na tej płycie, którą zmiksował, wyprodukował, nagrał, na której zagrał na każdym z instrumentów i oczywiście na którą napisał wszystkie teksty, które później pięknie zaśpiewał. Wszystko to zrobił nie w jakimś studiu na drugim końcu świata, ale we własnym domu. Czy ta płyta może być jeszcze bardziej jego?
Conor ma na koncie jeszcze dwie płyty, każda była nowminowana do Mercury Prize. Wydawać by się mogło, że to spora presja, tymczasem Conor nie wynajął najlepszych z najlepszych, ale sam zajął się "Darling Arithmetic" i poruszył na niej bardzo osobiste tematy.
Conor bardo zaangażował się w tegoroczną kampanię przekonujacą do głosowania na "tak" w referendum w sprawie legalizacji małżeństw jednopłciowych. Temat miłości, zmagania się z nieprzychylnym otoczeniem i nabierania odwagi, żeby być sobą nie pojawiał się w wywiadach z Conorem tylko w kontekście referendum, ale również w kontekście jego nowej płyty.
Album otwiera "Courage" w którym O'Brien mówi o swoich zmaganiach z otwartym mówieniem o sobie, to bardzo poetycka piosenka. Nie na darmo dostał nagrodę (Ivor Novello) za tekst piosenki "Becomin A Jackal" z pierwszej płyty.
"Darling Arithmetic" jest uniwersalną płytą o miłości, zachwyca "Everything I Am Is Yours" z pianinem w tle, w której Conor podkreśla, że wszystko co dobre i to co szare, ukryte oddaje osobie którą kocha. Bardzo wzruszające wyznanie i taki sam moment na płycie.
Płyta jest spokojna muzycznie i nieskomplikowana, nie znajdziemy tu szaleństw z instrumentami, ale bogata w warstwie tekstowej i emocjonalnej. Czysty, łagodny głos Conora uspokaja, a kiedy trzeba porusza i każe pochylić się nad jedną z mądrzejszych rzeczy, które ostatnio usłyszałam - w "Courage" śpiewa: "courage, the sweet belief of knowing nothing comes for free". Na początku wydaje się to trochę straszne, ale później czuć, że właśnie w tym tkwi siła. Na niektóre rzeczy trzeba mocno pracować, za inne możemy słono zapłacić, jednak poczucie, że jesteśmy sobą jest tego warte. Przynajmniej tak twierdzi Conor, a ja muszę się z nim zgodzić. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Poznaj i pokochaj

czwartek, 30 kwietnia 2015

Glass Animals "Zaba"

Już na początku warto to napisać: ta płyta jest zjawiskowa. Muzyka Glass Animals wciąga, oplata, jest tajemnicza, mroczna i seksowna.
Zespół tworzy czterech przyjaciół, którzy znają się od średniej szkoły. Panowie twierdzą, że kłócą się jak bracia, a z wywiadów wynika, że tak samo dobrze się rozumieją. Wynikiem tego porozumienia jest "Zaba" (piosenki mają równie dziwne nazwy jak płyta np. "Intruxx" czy "Hazey").
Nie byłabym sobą gdynym nie zwróciła uwagi na cudowny głos Dave'a Bayley'a - aksamitny, sunący powoli przez piosenkę jak jakieś egzotyczne zwierze pełzajace po liściach i ciągnący się jak masa z której robi się cukierki.
Słowa piosenek sprawią, że poczujecie się skonsternowani, Dave nie zdradza co znaczą, w jednym z wywiadów mówił, że są pisane z perspektywy dziecka. Wydaje się, że mogą znaczyć coś osobistego albo mogą nic nie znaczyć, kto wie, ważne, że hipnotyzują, a ich brzmienie pasuje do muzyki .
Muzyka Glass Animals łamie się i składa, płynie gładko lub oddycha plemiennymi rytmami. Płyta tworzy jeden dobrze pracujący organizm, jednak warto wymienić pare tytułów np. "Gooey". Będziecie śpiewać z Davem "Mind my wicked word and/Tipsy topsy slurs" (?) i poczujecie tę piosenkę pod skórą bez względu na abstrakcyjny tekst. "Toes" brzmi uwodzicielsko, jak zamkniecie oczy to możecie zapaść się w tę piosenkę jak w miękki materac, po niej pojawia się "Wyrd", która uwodzi trochę jak kuszący i niebezpieczny głos we śnie.

Dave w wywiadzie dla nbhap.com powiedział: "I love those records that you can put on and listen to from start to finish and they keep you in an alternate universe for the hour(...)" Myślę, że Glass Animals stworzyli taką właśnie płytę, która tworzy swój własny mały świat i potrafi nas w nim zatrzymać na dłużej.


Poznaj i pokochaj

środa, 18 lutego 2015

Nick Mulvey "First Mind"

To pierwszy solowy album Nicka Mulveya, ale ten pan nie jest nowy na scenie muzycznej. Razem z Portico Quartet był nominowany w 2008r. do Mercury Music Prize, za ich jazzowy, debiutancki album. Nick grał na nietypowym instrumencie - hang drum.
Jednak Nick znudził się nim, znudził się zespołem, czuł, że chce zatrzymać przy sobie słuchacza, być bliżej, a tego nie dawała mu muzyka tworzona w zespole. Dzięki tej decyzji możemy słuchać "First Mind". Ten album potwierdza, że decyzja Nicka była najlepszą z możliwych, zresztą jak sam powiedział w wywiadzie dla independent.co.uk: "I'm much happier." No i wszyscy są zadowoleni - ja na pewno :)
Nick postawił na tej płycie na akustyczną gitarę i na swój głos. Gra lekko, tworząc delikatne krajobrazy dla swoich piosenek. Pewnie na styl jego gry miały wpływ studia na etnomuzykologii. Wydaje się, że Nick dość poważnie traktuje techniczne przygotowanie do gry na gitarze.
Gitara to nie jest dodatek, jest bardzo ważną częścią tego albumu, ciężko sobie wyobrazić inny styl gry, który tak pięknie brzmiałby z ciepłym głosem Nicka nucącym melodie, między słowami piosenek.
Nie da się docenić tej pięknej płyty składającej się z precyzyjnej wyplatanki subtelnych dźwięków w 3 min wciśnięte między jednym hitem a drugim, trzeba się skupić, odkryć te dźwięki dla siebie wsłuchując się uważnie w kolejne piosenki. Nie chcę przez to powiedzieć, że np.po mieniącej się "April", trzeba wysłuchać "Juramidam", która zmusza swoim rytmem do ruszenia się z miejsca, bo piosenki oddzielnie tracą jakiś punkt odniesienia. Po prostu po raz pierwszy dobrze jest wysłuchać całego albumu, żeby poczuć jakie ciekawe i zróżnicowane mogą być dźwięki gitary Nicka.
Jakoś tak bezpiecznie czuję się słuchając tej płyty. Wyobrażam sobie jeszcze wiosenne, ale już ciepłe, słoneczne, ciche poranki, najlepiej gdzieś na zielonej łące, na otwartej przestrzeni. Jeśli nie znajdę w danej chwili takiego miejsca, to jestem pewna, że kiedy zamknę oczy ta płyta pomoże przenieść mi się w jakiś relaksujący zakątek w wyobraźni.