poniedziałek, 21 grudnia 2009

Mumford and Sons "Sigh No More"


Mumford and Sons to nie rodzinny kolektyw a czterech panów z Londynu związanych tym, że wyłonili się z cienia Laury Marling, której służyli swoim talentem przy odtwarzaniu jej muzyki na płytach i na żywo.
Bardzo dobrze, że do tego doszło, bo ich debiut to mocna, folkowa propozycja.
Zacznijmy od tego, że wszyscy panowie mają głos (dosłownie) w tym zespole. Na czele z ostrym, nadającym kształt piosenkom, wokalem Marcusa Mumforda tworzą miłą uchu harmonię wyrazistych męskich głosów. Tym lepiej brzmi to na tle banjo, akustycznych gitar, tamburynu, wiolonczeli...
Pierwsza piosenka "Sigh No More" świetnie wprowadza w nastrój albumu. Zaczyna się spokojnie, żeby przejść w szybką, napędzaną banjo melodię. Chwytliwe melodie to bardzo silna strona tego zespołu. Jednak nie delikatne i niegroźne, jak można by się spodziewać, a pełne energii i siły, a czasem, jak w już wcześniej ukazanym światu "Little Lion Man", agresywne.
Panowie umieścili ten utwór również na swoim debiucie i słusznie, bo ta piosenka jest po prostu znakomita, również w warstwie tekstowej: "but it was not your fault but mine/and it was your heart on the line/i really fucked it up this time, didn't I, my dear?". Głos Mumforda pozwala na mocne podkreślenie tych słów. Oczywiście mamy tu również te charakterystyczne harmonie wokalne. Gdyby nadawano za nie nagrody panowie bez wątpienia zostaliby ich laureatami.
Ta płyta to nie tylko dobra muzyka, ale także optymistyczna zapowiedź tego co panowie mogą stworzyć w przyszłości, jednak póki co polecam zająć się satysfakcjonującą teraźniejszością.



Poznaj i pokochaj