czwartek, 26 grudnia 2013

Woodkid "The Golden Age"

Tą płytą postanowiłam zakończyć mój blogowy rok 2013. Yoann Lemoine, Francuz ukrywający się pod pseudonimem Woodkid, urzekł mnie swoim debiutem - muzyką, głosem, klipami i genialnym koncertem 7 grudnia w warszawskiej Arenie Ursynów.
Bardzo podoba mi się to, że Lemoine dba o to, żeby jego muzyka miała odpowiednią oprawę; czarno-białe klipy ze znakiem kluczy, które Yoann ma wytatułowane na rękach, to, że na scenie bębniarze stoją bez ruchu do chwili w której zaczynają wybijać rytm, takie drobne rzeczy sprawiają mi dużą przyjemność. Nic dziwnego, że dla Woodkida klimat płyty rozciąga się na wizualizacje, Yoann jest reżyserem klipów dla np. Lany Del Rey, Katy Perry, Rihanny. Jak powiedział w wywiadzie dla nbhap.com : I can’t see visuals not being linked to sound and sound not being linked to visuals. It has to come together.
To, że Yoann robi klipy dla wielkich z popowego świata, nie oznacza, że jego muzyka leży w tej samej muzycznej galaktyce.
"The Golden Age" jest pełna siły, klimat jest bardzo podniosły, kojarzy się raz z marszem wojska, raz z kościelnymi organami;  to niezwykle udany mariaż poetyckich, czasem wzruszających tekstów z mocno zarysowanym rytmem i muzyką, która karze ci podnieść się i walczyć. Płyta odnosi się do złotego wieku Woodkida, czyli dzieciństwa, a właściwie do opuszczenia tego czasu i wejścia w życie, co najlepiej słychać w "Run Boy Run".
Pierwszą piosenką, która mnie zachwyciła było chwytające za serce "I Love You". Tytuł nie pozostawia wiele do domysłu. Piosenka opowiada o straconej miłości, o tym, że jedna osoba jeszcze kocha, a druga już jej nie dostrzega. Piosence towarzyszy piękny klip z  występującym w nim modelem Matveyem Lykovem.
Równie wzruszająca jest "Where I Live". To już zupełnie inny utwór, nadal smutny, ale już zdecydowanie bardziej cichy. Opowiada o osobie, która żałuje tego jak wyglądało jej życie - było uczciwe, decyzje były podejmowane rozważnie, mimo tego nie było w nim szczęścia, podążenia za potrzebą serca.
Płyta jest bardzo spójna pod względem tematu i muzyki, jednak nie jest monotonna. Chwile wzniosłe podbite orkiestrą, w których czujemy się częścią wielkiej, pasjonującej historii przeplatają się z refleksyjnymi, spokojnymi momentami. Nad wszystkim pięknie wybrzmiewa głęboki głos Woodkida.
Jedno z bardziej intrygujących wydawnictw w kończącym się 2013 roku.


 Poznaj i pokochaj

niedziela, 3 listopada 2013

Editors "The Weight of Your Love"

Nowa płyta Editors to jak zawsze zmiany w muzyce, jednak tym razem to też zmiany w składzie. Z zespołu odszedł Chris Urbanowicz. Oczywiście na początku oficjalnym powodem takiej zmiany były różnice w postrzeganiu muzycznej przyszłości zespołu, ale jak przewinęło się później tu i ówdzie panowie po prostu przestali się dogadywać. Na jego miejsce weszło dwóch panów Justin Lockey i Elliott Williams. Jest to zmiana niemała, ponieważ Chris nie tylko należał do zespołu od początku jego istnienia, ale dźwięk jego gitary czy syntezatorów miał duży wpływ na brzmienie zespołu.
Panowie, po trzeciej płycie, na której syntezatory odgrywały główną rolę, znowu dali szansę gitarom. Jest to zdecydowanie bardziej rockowa płyta. Znalazło się też sporo miejsca dla smyczków.
"The Weight of Your Love" zaczyna "The Weight". Mocna i mroczna. Tom swoim głębokim głosem obiecuje: "I wouldn't sing about death", którą to obietnicę oczywiście łamie tą piosenką. Jednak głównym tematem płyty jest miłość. Po Editors nie możemy spodziewać się słodkich utworów o tym uczuciu, które napędza pewnie 3/4 twórczości na świecie. Miłość na tej płycie jest uczuciem trudnym, wiąże się z rozstaniami, bólem, ciężarem, który nas przytłacza, ale też, jak w przebojowej "A Ton of Love", z pożądaniem.
Piosenka za piosenką Editors nie schodzą poniżej wysoko ustawionej poprzeczki, każda z piosenek jest warta zapamiętania i chyba żadna z nich nie nastręczy trudności w tym temacie.
Tom na tej płycie pozwala nam poznać trochę inną stronę swojego głosu, wysoko, z bardzo dobrym efektem śpiewa m.in w "What Is This Thing Called Love". Jest to bardzo bezpośrednie i wzruszające wyznanie o końcu uczucia.
Ciekawą zmianą w zespole, która zaszła w raz z pojawieniem się dwóch nowych członków, jest pojawienie się nowego wokalu, który zdecydowanie nie jest na pierwszym miejscu, ale jest tłem lub jest obok głosu Toma. Jednak jest to duża nowość, do tej pory Tom rządził niepodzielnie na tym stanowisku. Autorem tej zmiany jest Elliott Williams, jestem jak najbardziej za, wokal Williamsa współgra z głosem Toma i jest po prostu ciekawy.

Każda płyta Editors jest inna, tak samo jest z tą. Ten zespół mnie nigdy nie zawiódł, każde ich wcielenie było dla mnie udane, nawet to bardziej elektroniczne. Muzyka zmienia się tak jak zmieniają się ludzie, którzy ją tworzą. Dla mnie każda zmiana w brzmieniu Editors jest tak samo satysfakcjonująca. "The Weight of Your Love" to świetna płyta z piosenkami stworzonymi do koncertowych szaleństw, jak "Formaldehyde" i z tymi skromniejszymi, jak piękna "Nothing". "The Weight of Your Love" będzie ładnie wyglądało na mojej półce i to nie tylko dzięki przyciągającej wzrok oprawie graficznej.


Poznaj i pokochaj

niedziela, 18 sierpnia 2013

Bell X1 "Chop Chop"

Na Bell X1 natknęłam się przypadkiem, piosenka "Careful What You Wish For" kazała mi się zatrzymać przy tym albumie, a właściwie usiąść i odtwarzać ją raz za razem. Bell X1 wyłonił się z zespołu Juniper, którego częścią był Damien Rice. Perkusista Paul Noonan po odejściu Damiena chwycił za mikrofon. I bardzo dobrze, bo szkoda by było gdyby taki przyjemny głos nie został usłyszany.
Muzyka na "Chop Chop" jest jasna, przejrzysta, zaletą produkcji jest też to, że dźwięki są bliskie akustycznemu graniu w małym klubie, tekst i głos nie zostały przytłoczone przez muzykę.
Zacznijmy od piosenki, która mnie uwiodła, czyli wspomnianej wcześniej "Careful What You Wish For". To prosty utwór, z pianinem w tle i z subtelnym głosem Noonana wyśpiewującym kolejne linijki tekstu: "Careful what you wish for/These bulbs are the fluorescent kind/and no-one looks good in this light/The crack is wide enough already." Ta piosenka jest po prostu piękna. Lubię takie dźwięki, takie emocje.
W głowie zostaje budząca słuchacza "Motorcades", w której Noonan śpiewa coś z czym trudno się nie zgodzić: "She cries at motorcades, she cries/Now before you start/I'm not making fun/People cry at the/Strangest things". Już w czasie drugiego przesłuchania będziecie nucić refren razem z wokalistą.
"Chop Chop" kończy odpowiednia na tę okazję "The End Is Nigh", która, jak wskazuje tytuł, opowiada o końcu właśnie. Noonan na tle mocnej perkusji  wspomina życie i pyta czyich ramion będzie szukał w ostatniej chwili.
Cała płyta jest ciepła, delikatna, poszarpana gdzieniegdzie ostrzejszym dźwiękiem. Po jej przesłuchaniu czuję się spokojna, ale też naładowana jakąś dobrą energią. Najchętniej włączyłabym "Chop Chop" jeszcze raz, położyła się na podłodze w plamie słońca i zamknęła oczy wchłaniając dźwięki lub przyłączyła się do śpiewu Noonana mimo, że zapowiada nadchodzący koniec.

Poznaj i pokochaj

niedziela, 2 czerwca 2013

Walk the Moon "Walk the Moon"

Na tę notatkę miałam dwóch kandydatów. Coś bardziej poważnego i coś bardziej rozrywkowego. Po poprawie humoru dzięki kandydatowi numer dwa, ten pierwszy album zostawiam na później.
Wiadomo już więc, że Walk the Moon i ich debiutancki album, już pod szyldem wytwórni (wcześniejszy album I Want! I Want!- wydali samodzielnie) to czysta przyjemność, miła rozrywka, która wpływa pozytywnie na nastrój.
Walk the Moon grają pełną radości muzykę, która wpada w ucho. Szybkie gitary, syntezatory i perkusja. Po paru przesłuchaniach można wyśpiewywać refreny razem z panami, energia tych piosenek jest zaraźliwa.
Nie, to nic innowacyjnego, to po prostu, albo aż, dobre, bezpretensjonalne popowe piosenki z wokalem o dużych możliwościach. O młodości i beztrosce jak w ich singlu "Anna Sun", o miłości jak w "Jenny czy "Lisa Baby". Piosenki na lato i na momenty, kiedy chcemy sobie przypomnieć słońce. Walk the Moon nie zdobywa tu raczej szczytu songwritingu, ale jakie te piosenki są fajne.
Moimi faworytami są "Shiver Shiver", gdzie Nicholas Petricca popisuje się swoim falsetem, a człowiek ma ochotę wstać i zacząć tańczyć, efekt "Tightrope" jest podobny.
Na tle tych tanecznych piosenek wyróżnia się "Iscariot", która pokazuje zupełnie inną twarz zespołu. Tę piosenkę się czuje, jest zaskakująco, patrząc na resztę albumu, poruszająca. Pięknie napisana i zaśpiewana zapada w pamięć.
Warto posłuchać jak panowie brzmią na scenie. Ich energia i radość najlepiej wypadają właśnie tam, "Iscariot" przyprawia o dreszcze, a głos roześmianego Nicholasa brzmi świetnie.


Poznaj i pokochaj Shiver Shiver  Iscariot

niedziela, 31 marca 2013

Olly Knights "If not know when"

Olly Knights, czyli 1/2 Turin Brakes, własnym nakładem wydał solowy album (2012r.). Pierwszy, oby nie ostatni. Nie ma nic piękniejszego od chwili, kiedy bardzo, bardzo potrzebujesz "CZEGOŚ", myślisz, że nic nie jest w stanie zaspokoić twojego niepokoju i nagle znajdujesz muzykę, która uzupełnia ci miejsce w sercu.
To za co kocham ten album to przede wszystkim głos Olly'ego na tle jasnej, czystej muzyki, która nie przytłacza tego najpiękniejszego instrumentu. Wokal Knightsa jest ciepły, miękki, gitara i pianino są równie delikatne, razem tworzy to uroczą, subtelną całość.
Na solowe dzieło Olly'ego mam w sercu więcej miejsca niż na jego dokonania pod szyldem Turin Brakes, po których piosenki od czasu do czasu sięgam. Bardziej pociąga mnie jego osobista wypowiedź - i wokalnie, i muzycznie.W tej płycie jest jakaś lekkość, ta muzyka koi, a głos Olly'ego jest po prostu piękny, lubię każdą zmianę w jego brzmieniu. Olly nagrywał płytę w domu, z dala od laptopa. Nie wątpię, że to sprawiło, że te intymne piosenki brzmią tak prawdziwie, czuć, że ta płyta została nagrana z dużą troską. Knights słusznie jest dumny z tego, że wybrał taki sposób produkcji.
Tytułowy utwór, napisany na płytę jako ostatni, to jedna z tych piosenek dla których mam szczególne miejsce w sercu. Takie piosenki mówią mi: muzyka jest bardzo ważna, bez niej moje życie byłoby uboższe.
Mam ochotę położyć się na łóżku, puścić "If not know when" i delektować się każdym jej dźwiękiem. Pokochałam tę muzykę i wiem, że o niej  nie zapomnę, nie mogę.



 Poznaj i pokochaj