sobota, 15 września 2012

We Are Augustines "Rise Ye Sunken Ships"


We Are Augustines to jeden z tych zespołów, których poczynania mam przyjemność śledzić od początku ich działalności, dzięki czemu dane mi jest cieszyć się z ich każdego sukcesu tak jakby dotyczył kogoś mi bliskiego.
Po rozpadzie zespołu Pela Billy McCarthy i Eric Sanderson (perkusista Rob Allen dołączył do zespołu później) założyli Augustines, który później przemianowali na We Are Augustines. Pierwszą piosenką, którą panowie chcieli pokazać światu była "Book of James", poruszająca bardzo smutny temat; dotykająca bardzo intymnych spraw z życia McCarthy'ego.
Cała płyta jest taka, McCarthy przelał w te piosenki swój strach , bezradność i ból, to płyta o zmaganiu się z życiem. Wspomniana "Book of James" opowiada o bracie McCarthy'ego, który przez większość swojego niedługiego życia zmagał się z uzależnienie od narkotyków, bezdomnością, a przede wszystkim ze źródłem swoich problemów, czyli schizofrenią. James powiesił się podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym w momencie kiedy zespół brata - Pela właśnie się rozpadał. Bracia (i siostra) nie znali swojego ojca, a dzieciństwo spędzili w zakładzie opiekuńczym, ponieważ ich matka z powodu schizofrenii nie była w stanie się nimi zaopiekować. McCarthy miał 19 lat, kiedy jego matka przedawkowała leki przeciwbólowe i  kokainę. Sanderson ma równie niewesołą historię rodzinną wypełnioną uzależnieniami i chorobami psychicznymi.
Historia obu panów jest przytłaczająca, jednak nie bójcie się wziąć ich płyty do ręki.Album jest pełen siły z którą człowiek czepia się życia. To ogromna dawka problemów jak na jedna płytę, ale jak już raz poczuje się moc tej płyty to nie można odłożyć jej spokojnie na półkę.
Równie mocna, jak słowa piosenek, jest muzyka panów i głos McCarthy'ego. Muzyka jest "przybrudzona", pełna siły, czasem podniosła. Głęboki głos wokalisty łamie się, jakby pod ciężarem słów, które wyśpiewuje. Pierwsze co mi przyszło na myśl kiedy usłyszałam jego głos to kawałek nieociosanego drewna, który jest pełen drzazg.Kocham moment kiedy w, pierwszej na płycie, piosence o utraconej miłości ("Chapel Song"), McCarthy śpiewa tym pełnym rozpaczy głosem: "And I shake shake shake like a leaf/And I'm lyin' lyin' lyin' through my teeth/I got a pocket full of handshakes/And it don’t mean nothin’".
Ta płyta jest na pewno jakąś formą terapii dla jej twórców, ich szczerość onieśmiela."Rise Ye Sunken Ships" porusza i daje do myślenia jak bardzo silny, mimo wszystkich siniaków jakich dostarcza mu życie, może być człowiek.

Poznaj i pokochaj