Cage the Elephant nagrali następną świetną płytę. Pomagał im w tym producent, którego nazwisko mogło wam się obić o uszy, czyli Dan Auerbach, czyli 1/2 The Black Keys. Producent miał na pewno wpływ na odsianie napiętrzenia dźwięków, nie wiem jaki pomysł na te piosenki mieliby panowie z Cage the Elephant bez Auerbacha, ale to co dostalismy do rąk jest bez wątpienia niezwykle smacznym kawałkiem muzyki.
Matt Schultz nie krzyczy już tak jak kiedyś, ale spokojnie nadal słychać jego surowy, ostry wokal, a teksty są tak samo satysfakcjonujące jak wcześniej. Są też oczywiście spokojniejsze kawałki jak "Trouble" gdzie Matt brzmi równie dobrze, a nawet śmiem stwierdzić, że z płyty na płytę brzmi coraz lepiej. Mimo różnych zmian energia, która tkwi w muzyce Cage the Elephant ciągle jest tak samo świeża i pobudzająca. Słychać to w, wielokrotnie przeze mnie odtwarzanej, "Cold, Cold, Cold", panowie nie stracili nerwa mimo retro entourage'u.
Tempo na płycie ulega ciągłym zmianom utrzymując zaciekawienie i uwagę słuchacza. Jest trochę retro dźwięków, tamburynów, trochę mocnego gitarowego grania, wpadających w ucho momentów do nucenia.
Cage the Elephant wydają się bardziej poukładani niż kiedyś, ale tylko na tyle na ile powinni być, żeby uniknąć chaosu. W tej muzyce nadal jest jakaś taka nonszalancja, szczerość i moc, ale teraz też i dojrzałość. Udało mi się zobaczyć ich koncert i tym pewniejsza jestem swoich słów. Na pewno będę wracać do tej płyty i z zaciekawieniem będę czekać na ich następne piosenki.
Poznaj i pokochaj
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz