Jednak wróćmy do pierwszej płyty. To bardzo przyjemne folkowe granie. Ciepły, miękki głos Bonda otula słuchacza, w tle plumka banjo i bas, a gitara mieni się i brzmi lekko. Piosenki AlascA są nienachalne, wymagają skupienia, ale bardzo ładnie wybrzmiewają i warto się w nie wsłuchać. Panowie potrafią stworzyć wpadające w ucho melodie jak w "Politics" (opowiadającej o tym jak nieprzyjemny potrafi być człowiek: "How can one even bleed in this world filled with greed where one's fall is another Man's pleasure?") i refreny, które za którymś razem nuci się już z Frankiem.
Warto zwrócić uwagę na teksty w piosenkach, za które odpowiada wokalista (o ile to co udało mi się ustalić to prawda). "I Dreamed She Was the Universe" jest przepiękna - tekst, muzyka, śpiew Bonda sprawiający, że czujemy się jakbyśmy przycupnęli gdzieś po cichu i mogli posłuchać zwierzeń wrażliwej osoby, zostali wpuszczeni do czyjegoś intymnego świata. Piosenka jest jeszcze piękniejsza w wydaniu live (kliknij tu), cudownie jest znaleść taki diament, a właściwie lepsze byłoby porównanie jej do znalezienia pierwszej stokrotki na wiosennej łące...to chyba bardziej pasuje do muzyki AlascA. Po pięknej balladzie szybsze tempo nadaje uroczo brzmiąca piosenka na pożegnanie o wiele mówiącym tytule "I Will Go", ewidentnie ktoś dusi się w związku, który kiedyś sprawiał mu radość.
Muzyka AlascA jest ujmująca, przystępna, ale jednak ma w sobie nieuchwytny urok.
Panowie z AlascA śpiewają: "(...)I found my answer in the Arms of the Arts/All revelations true and sublime will find their way into art" czuję podobne, więc tym przyjemniej słucha mi się tej płyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz