Z czym kojarzy mi się Sufjan? Pierwsza rzecz, bez zastanowienia: banjo. Co zrobić, żeby zmienić swój "typowy" dźwięk? Pozbyć się banjo. Na tej płycie banjo poszło w odstawkę. "The Age Of Adz" (czytamy jak "odds") jest bliżej do "Enjoy Your Rabbit" niż do popularnego (i słusznie) "Illinois". Oznacza to zmianę brzmienia z czystych dźwięków najprzeróżniejszych instrumentów na elektronikę a la Sufjan.
Delikatne "Futile Devices" otwiera płytę nie zapowiadając tego co będzie się działo później. Rozmarzony wokal Sufjana brzmi niewinnie na tle przyjemnego plumkania. Dopiero po tej piosence poznamy prawdziwy kolor płyty, "Too Much" to proste dźwięki, które bezboleśnie wprowadzają nas w ten trochę inny świat, od tego do którego przyzwyczaił nas Sufjan. Jednak nie zrezygnował z chórków i smyków tu i tam, melodia jest na pierwszym miejscu. Piosenek tego artysty się nie zapomina.
Zauważyłam też zmianę w tym jak Stevens operuje wokalem. Teraz jest on bardziej elastyczny, bardziej zróżnicowany, bywa, że przetworzony. Lubię jego brzmienie w "Vesuvius", gdzie ledwo udaje mu się osiągnąć wyznaczoną wysokość i w "I Want To Be Well", kiedy spiętrzone dźwięki potykają się o siebie, a Sufjan wyrzuca z siebie: "I'm not, I'm not, I'm not fucking around".
Warto też zwrócić uwagę na to, że mimo tego iż płyta inspirowana jest pracami chorego na schizofrenię, widzącego w sobie proroka, Royal Robertsona Sufjan postanowił podzielić się z nami paroma bardziej osobistymi myślami. Opowiadanie historii innych ludzi wychodzi mu po mistrzowsku, ale pisanie o sobie musiało być bardzo odświeżające dla Stevensa. Ja też nie mam nic przeciwko słuchaniu bardziej osobistych historii.
Na koniec płyty, niezmiennie przywołującej do mojej wyobraźni wypełniony brzęczącymi zabawkami słoneczny pokój, mamy prawdziwe wyzwanie - 25 minutowy "Impossible Soul" z szokującym przetworzonym wokalem.
Nic dziwnego, że na tę płytę musieliśmy trochę poczekać. Poskładanie tych wszystkich pomysłów, które znalazły się w tej piosence, w jedno, musiało zająć trochę czasu.
Stevens mógł stworzyć płytę podobną do poprzednich, na pewno byłaby piękna. Jednak wolał przejść gładko na elektronicznie porwane dźwięki, upchał co mógł na jednej płycie i nie zrezygnował z melodii i dobrych tekstów. Niektórzy powiedzą, że to było ryzykowne. Jednak według mnie to nie jest dla Sufjana ryzyko, a naturalna kolej rzeczy. On robi to na co ma ochotę i chyba nie myśli w kategoriach ryzyka. I znowu wygrywa.
Poznaj i pokochaj
niedziela, 24 października 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)